Artyści poszukiwani przez służby od ośmiu lat. Po antypisowskim performansie
Piotr Żytnicki
12.10.2015 01:00
Władysław Kaźmierczak i Ewa Rybska piją piwo z pisuarów w warszawskiej Królikarni. Tytuł performance'u: "Piss on PiS" (Fot. Grzegorz Borkowski)
- To, że nie można ich złapać, wynika z nieudolności wymiaru sprawiedliwości - mówi posłanka PiS Jolanta Szczypińska. - To, że są ścigani, nie mieści się w głowie - ripostuje wykładowca Akademii Sztuki. Artyści dawno wyjechali do Wielkiej Brytanii: - Jesteśmy więźniami Anglii, ale duchowo jesteśmy wolni.
Władysław Kaźmierczak i Ewa Rybska to duet znany w świecie performance'u. On od początku lat 90. kierował Bałtycką Galerią Sztuki Współczesnej w Słupsku i był działaczem Unii Wolności. Ona była jego pracownicą.
Początek XXI wieku. Kaźmierczak i Rybska podczas występów nawiązują do polityki. Na celownik biorą Kościół i prawicę. W warszawskiej Królikarni wystawiają performance "Piss on PiS" - do pisuarów wlewają piwo, które potem piją.
Ich kłopoty zaczynają się pod koniec 2005 r., gdy PO i PiS negocjują koalicję w sejmiku pomorskim. W imieniu PiS prowadzi je posłanka ze Słupska Jolanta Szczypińska. Kilka dni przed podpisaniem umowy koalicyjnej pracownicy urzędu marszałkowskiego zaczynają w galerii kontrolę. Kwestionują służbowe delegacje Rybskiej i Kaźmierczaka, który nie zwracał się do marszałka o ich akceptację. Dyrektor twierdzi, że nie wiedział o takim obowiązku. Zwraca pieniądze.
Rozbijanie układu
Ale to sprawy nie kończy. Szczypińska zawiadamia prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa. Choć PO-PiS-owa koalicja w sejmiku pomorskim nie wypala, to wWarszawie rządzi już PiS, a ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym jest Zbigniew Ziobro. Szczypińska mówi w wywiadach, że Słupskiem rządzi "niezdrowy lokalny układ", który trzeba rozbić.
Na początku 2006 r. Ziobro wymienia szefa słupskiej prokuratury. Stanowisko traci prokurator Mirosław Kido. - Słupscy działacze PiS chcą najwyraźniej, by prokuratura stała się firmą usługową, w której można zamówić ściganie i ukaranie jakiejś osoby. Nie zamierzam ulegać takim naciskom - mówi na odchodne. Zastępuje go Marcin Włodarczyk z Sopotu. Gazety piszą: "Prokurator z Sopotu rozbije układ w Słupsku".
Kaźmierczak sam rezygnuje z kierowania galerią. Na pożegnanie od marszałka województwa dostaje album o cystersach. Odchodzi też Rybska. Oboje postanawiają wyemigrować do Anglii. Policja przesłuchuje ich jako świadków, prokurator nie stawia zarzutów. Dlatego Kaźmierczak przez kolejne lata będzie powtarzać, że nie uciekł z Polski.
W 2007 r. prokuratura dochodzi do wniosku, że artyści przekroczyli swoje uprawnienia i działali na szkodę galerii. Jak? Podczas 25 wyjazdów służbowych na festiwale i konkursy wystawiali także własne performance'y. Czyli tak jakby wyjeżdżali prywatnie.
Śledczy wystawiają za obojgiem list gończy, a gdy to nie daje rezultatu, proszą sąd o europejski nakaz aresztowania. Sąd się zgadza. Artyści są ścigani już w całej Europie.
Policja w samolocie
Kaźmierczak i Rybska nie chcą wracać do Polski. Wiedzą, że zanim zdążą cokolwiek prokuratorowi wyjaśnić, już na lotnisku zostaną aresztowani. Żadne z nich nie przyznaje się do winy. W obszernych wyjaśnieniach, które opublikowali w internecie, piszą, że istotnie, wystawiali performance'y przy okazji wyjazdów na festiwale, wystawy, spotkania z artystami. Ich pokazy trwały najwyżej 20-30 minut. W ten sposób, jak twierdzą, promowali słupską galerię. Rybska kwestionuje też samą podstawę zarzutów - prokurator uznaje ją za funkcjonariusza publicznego, a była tylko kuratorem wystaw, nie zajmowała stanowisk kierowniczych.
W 2009 r. artyści wracają samolotem z Pekinu. Polecieli tam na festiwal. Na lotnisku Heathrow do samolotu wchodzą uzbrojeni policjanci. - Are you Ewa Rybska? - pytają.
Zatrzymują artystkę, na Kaźmierczaka nie zwracają uwagi.
- Myślę, że oszczędzili mnie ze względu na stan zdrowia: byłem po zawale, miałem cukrzycę i chorobę wieńcową - powie potem Kaźmierczak.
Po zatrzymaniu - rozprawa. Sąd w Londynie nie zgadza się na wydanie Rybskiej Polsce. Artystka wychodzi na wolność. Sędzia uznał, że nie ma podstaw, by ścigać ją w imię zemsty przeciwników politycznych.
Prokuratura w Polsce uznaje, że powodem decyzji angielskiego sędziego było "niejasne tłumaczenie" nakazu aresztowania. Dokument zostaje poprawiony i ponownie puszczony w obieg. Brytyjski sąd ponownie zajmuje się nakazem i znów go odrzuca. Angielska policja nie chce zatrzymywać artystów.
Wolność jest w nas
Kaźmierczak dziwi się, gdy pytam, jak przez osiem lat żyje się w ukryciu. - W jakim ukryciu? Mamy konto w banku, samochód, mieszkanie. Jesteśmy zarejestrowani w szpitalach i przychodni lekarskiej. Mamy pracę, telefony komórkowe, płacimy podatki. To polska prokuratura i policja lubią mówić, że się ukrywamy - odpowiada.
Każdy wyjazd z Anglii to jednak ryzyko zatrzymania i wydania polskim władzom. - Jesteśmy więźniami Anglii, ale duchowo jesteśmy wolni - uśmiecha się Kaźmierczak.
Ich kłopoty zaczynają się pod koniec 2005 r., gdy PO i PiS negocjują koalicję w sejmiku pomorskim. W imieniu PiS prowadzi je posłanka ze Słupska Jolanta Szczypińska. Kilka dni przed podpisaniem umowy koalicyjnej pracownicy urzędu marszałkowskiego zaczynają w galerii kontrolę. Kwestionują służbowe delegacje Rybskiej i Kaźmierczaka, który nie zwracał się do marszałka o ich akceptację. Dyrektor twierdzi, że nie wiedział o takim obowiązku. Zwraca pieniądze.
Rozbijanie układu
Ale to sprawy nie kończy. Szczypińska zawiadamia prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa. Choć PO-PiS-owa koalicja w sejmiku pomorskim nie wypala, to wWarszawie rządzi już PiS, a ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym jest Zbigniew Ziobro. Szczypińska mówi w wywiadach, że Słupskiem rządzi "niezdrowy lokalny układ", który trzeba rozbić.
Na początku 2006 r. Ziobro wymienia szefa słupskiej prokuratury. Stanowisko traci prokurator Mirosław Kido. - Słupscy działacze PiS chcą najwyraźniej, by prokuratura stała się firmą usługową, w której można zamówić ściganie i ukaranie jakiejś osoby. Nie zamierzam ulegać takim naciskom - mówi na odchodne. Zastępuje go Marcin Włodarczyk z Sopotu. Gazety piszą: "Prokurator z Sopotu rozbije układ w Słupsku".
Kaźmierczak sam rezygnuje z kierowania galerią. Na pożegnanie od marszałka województwa dostaje album o cystersach. Odchodzi też Rybska. Oboje postanawiają wyemigrować do Anglii. Policja przesłuchuje ich jako świadków, prokurator nie stawia zarzutów. Dlatego Kaźmierczak przez kolejne lata będzie powtarzać, że nie uciekł z Polski.
W 2007 r. prokuratura dochodzi do wniosku, że artyści przekroczyli swoje uprawnienia i działali na szkodę galerii. Jak? Podczas 25 wyjazdów służbowych na festiwale i konkursy wystawiali także własne performance'y. Czyli tak jakby wyjeżdżali prywatnie.
Śledczy wystawiają za obojgiem list gończy, a gdy to nie daje rezultatu, proszą sąd o europejski nakaz aresztowania. Sąd się zgadza. Artyści są ścigani już w całej Europie.
Policja w samolocie
Kaźmierczak i Rybska nie chcą wracać do Polski. Wiedzą, że zanim zdążą cokolwiek prokuratorowi wyjaśnić, już na lotnisku zostaną aresztowani. Żadne z nich nie przyznaje się do winy. W obszernych wyjaśnieniach, które opublikowali w internecie, piszą, że istotnie, wystawiali performance'y przy okazji wyjazdów na festiwale, wystawy, spotkania z artystami. Ich pokazy trwały najwyżej 20-30 minut. W ten sposób, jak twierdzą, promowali słupską galerię. Rybska kwestionuje też samą podstawę zarzutów - prokurator uznaje ją za funkcjonariusza publicznego, a była tylko kuratorem wystaw, nie zajmowała stanowisk kierowniczych.
W 2009 r. artyści wracają samolotem z Pekinu. Polecieli tam na festiwal. Na lotnisku Heathrow do samolotu wchodzą uzbrojeni policjanci. - Are you Ewa Rybska? - pytają.
Zatrzymują artystkę, na Kaźmierczaka nie zwracają uwagi.
- Myślę, że oszczędzili mnie ze względu na stan zdrowia: byłem po zawale, miałem cukrzycę i chorobę wieńcową - powie potem Kaźmierczak.
Po zatrzymaniu - rozprawa. Sąd w Londynie nie zgadza się na wydanie Rybskiej Polsce. Artystka wychodzi na wolność. Sędzia uznał, że nie ma podstaw, by ścigać ją w imię zemsty przeciwników politycznych.
Prokuratura w Polsce uznaje, że powodem decyzji angielskiego sędziego było "niejasne tłumaczenie" nakazu aresztowania. Dokument zostaje poprawiony i ponownie puszczony w obieg. Brytyjski sąd ponownie zajmuje się nakazem i znów go odrzuca. Angielska policja nie chce zatrzymywać artystów.
Wolność jest w nas
Kaźmierczak dziwi się, gdy pytam, jak przez osiem lat żyje się w ukryciu. - W jakim ukryciu? Mamy konto w banku, samochód, mieszkanie. Jesteśmy zarejestrowani w szpitalach i przychodni lekarskiej. Mamy pracę, telefony komórkowe, płacimy podatki. To polska prokuratura i policja lubią mówić, że się ukrywamy - odpowiada.
Każdy wyjazd z Anglii to jednak ryzyko zatrzymania i wydania polskim władzom. - Jesteśmy więźniami Anglii, ale duchowo jesteśmy wolni - uśmiecha się Kaźmierczak.
Gorzej mają ich bliscy. Policja regularnie odwiedza ich rodziny. Pewnego dnia policjanci przez pomyłkę chcieli aresztować 80-letnią matkę Ewy Rybskiej, która nadal mieszka w Słupsku. Przychodzili też do byłego męża Rybskiej.
Kaźmierczak: - Przychodzą bez zapowiedzi, nękają telefonami. Wszystkich pytają o nasz adres w Anglii. Ale to nie o adres chodzi, tylko o zastraszanie. Adres znają.
Szczypińska donosi, ale nie doradza
Władysław Kaźmierczak przekonuje, że to wszystko zemsta posłanki PiS za wydarzenia z początku lat 90. Przez trzy miesiące Szczypińska pracowała w słupskiej galerii. Kaźmierczak nie przedłużył jej umowy, bo - jak tłumaczy - zrobiła z galerii biuro Porozumienia Centrum, ówczesnej partii braci Kaczyńskich.
Szczypińska potwierdza nam, że doniosła na artystów do prokuratury, bo poprosili ją o to "pracownicy galerii". - Przynieśli dokumenty, mówili o nieprawidłowościach. Musiałam zareagować - przekonuje. Zaprzecza, by mściła się za utratę pracy na początku lat 90. - To bzdura. Dyrektor Kaźmierczak sam zabiegał wtedy o poparcie wojewody z PC. Nie było między nami konfliktu - zapewnia Szczypińska.
Kaźmierczak potwierdza, że do Słupska ściągnął go z Krakowa wojewoda Wiesław Rembieliński związany z PC.
Co posłanka sądzi o ściganiu za wątpliwości w sprawie delegacji?
- To, że od tylu lat nie można tych dwojga złapać, wynika z nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości - odpowiada Szczypińska.
Procedury zostały uruchomione
- Emigracja Władka to zdecydowanie strata dla polskiej kultury. To on stworzył jeden z pierwszych i ważniejszych festiwali sztuki Zamek Wyobraźni. Słupsk był z niego znany. Wypromował też wielu młodych artystów - wspomina dr Łukasz Guzek, historyk i krytyk sztuki z gdańskiej ASP, badacz sztuki współczesnej. Za rządów Kaźmierczaka galeria w Słupsku była nominowana do Paszportów "Polityki". A "Newsweek" uznał ją za jedną z dziesięciu najlepszych galerii sztuki w Polsce.
Guzka nie dziwi, że Kaźmierczak i Rybska podczas wyjazdów służbowych wystawiali też własne performance'y: - Władek łączył rolę dyrektora galerii i artysty. Dlatego był szanowany. To wszystko wygląda na rozgrywkę w lokalnym środowisku, niekoniecznie mającą coś wspólnego z wielką polityką. Władek decyzję o emigracji podjął w emocjach, poczuł się skrzywdzony: tyle zrobił dla Słupska, a tak mu się odwdzięczają. Gdyby został, sprawa by się wyjaśniła i nikt by o niej nie pamiętał. Ale tak - procedury zostały uruchomione i teraz nie ma dobrego wyjścia.
List otwarty w sprawie artystów przygotowuje Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Jego członek dr Mikołaj Iwański, wykładowca w Akademii Sztuki wSzczecinie: - Sytuacja, w której znaleźli się Kaźmierczak i Rybska, nie mieści się w głowie. Kilka całkowicie błahych zarzutów niszczy życie zawodowe świetnym artystom. Iwański sam pochodzi ze Słupska, jako licealista w latach 90. chodził do galerii prowadzonej przez Kaźmierczaka i na jego festiwal Zamek Wyobraźni. - Nie znam miejsca, które dzisiaj byłoby prowadzone z podobnym rozmachem.
Zapytałem prokuraturę w Słupsku, czy jest szansa, by zamknąć sprawę artystów. Nie dostałem odpowiedzi.
Kaźmierczak: - Przychodzą bez zapowiedzi, nękają telefonami. Wszystkich pytają o nasz adres w Anglii. Ale to nie o adres chodzi, tylko o zastraszanie. Adres znają.
Szczypińska donosi, ale nie doradza
Władysław Kaźmierczak przekonuje, że to wszystko zemsta posłanki PiS za wydarzenia z początku lat 90. Przez trzy miesiące Szczypińska pracowała w słupskiej galerii. Kaźmierczak nie przedłużył jej umowy, bo - jak tłumaczy - zrobiła z galerii biuro Porozumienia Centrum, ówczesnej partii braci Kaczyńskich.
Szczypińska potwierdza nam, że doniosła na artystów do prokuratury, bo poprosili ją o to "pracownicy galerii". - Przynieśli dokumenty, mówili o nieprawidłowościach. Musiałam zareagować - przekonuje. Zaprzecza, by mściła się za utratę pracy na początku lat 90. - To bzdura. Dyrektor Kaźmierczak sam zabiegał wtedy o poparcie wojewody z PC. Nie było między nami konfliktu - zapewnia Szczypińska.
Kaźmierczak potwierdza, że do Słupska ściągnął go z Krakowa wojewoda Wiesław Rembieliński związany z PC.
Co posłanka sądzi o ściganiu za wątpliwości w sprawie delegacji?
- To, że od tylu lat nie można tych dwojga złapać, wynika z nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości - odpowiada Szczypińska.
Procedury zostały uruchomione
- Emigracja Władka to zdecydowanie strata dla polskiej kultury. To on stworzył jeden z pierwszych i ważniejszych festiwali sztuki Zamek Wyobraźni. Słupsk był z niego znany. Wypromował też wielu młodych artystów - wspomina dr Łukasz Guzek, historyk i krytyk sztuki z gdańskiej ASP, badacz sztuki współczesnej. Za rządów Kaźmierczaka galeria w Słupsku była nominowana do Paszportów "Polityki". A "Newsweek" uznał ją za jedną z dziesięciu najlepszych galerii sztuki w Polsce.
Guzka nie dziwi, że Kaźmierczak i Rybska podczas wyjazdów służbowych wystawiali też własne performance'y: - Władek łączył rolę dyrektora galerii i artysty. Dlatego był szanowany. To wszystko wygląda na rozgrywkę w lokalnym środowisku, niekoniecznie mającą coś wspólnego z wielką polityką. Władek decyzję o emigracji podjął w emocjach, poczuł się skrzywdzony: tyle zrobił dla Słupska, a tak mu się odwdzięczają. Gdyby został, sprawa by się wyjaśniła i nikt by o niej nie pamiętał. Ale tak - procedury zostały uruchomione i teraz nie ma dobrego wyjścia.
List otwarty w sprawie artystów przygotowuje Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej. Jego członek dr Mikołaj Iwański, wykładowca w Akademii Sztuki wSzczecinie: - Sytuacja, w której znaleźli się Kaźmierczak i Rybska, nie mieści się w głowie. Kilka całkowicie błahych zarzutów niszczy życie zawodowe świetnym artystom. Iwański sam pochodzi ze Słupska, jako licealista w latach 90. chodził do galerii prowadzonej przez Kaźmierczaka i na jego festiwal Zamek Wyobraźni. - Nie znam miejsca, które dzisiaj byłoby prowadzone z podobnym rozmachem.
Zapytałem prokuraturę w Słupsku, czy jest szansa, by zamknąć sprawę artystów. Nie dostałem odpowiedzi.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,87648,19007502,artysci-poszukiwani-przez-sluzby-od-osmiu-lat-po.html#ixzz3oLR7jhcw