Jacek Kuroń i Adrian Zandberg: III RP dla każdego
Jacek Kuroń, Adrian Zandberg
05.03.2011 17:53
Jacek Kuroń: Jakiej Polski chcemy? Jak sprostać nowym wyzwaniom świata? Trzeba nam debaty i działań - to zadanie dla młodych, dla pokolenia współautora tego tekstu - Adriana. Ja i moi rówieśnicy będziemy służyć pomocą
Tekst Jacka Kuronia i Adriana Zandberga z 14 listopada 2001 roku
Jacek Kuroń: Apel mój, opublikowany 16 października 2001 w "Gazecie Wyborczej" [wzywający do powołania Ruchu Obywatelskiego Obrony Człowieka - red.], spotkał się z żywym zainteresowaniem. Dotychczas napłynęło kilkaset listów z akcesami, zgłoszeń e-mailowych i telefonicznych. Zwracają się do mnie często ludzie wybitni, ale przede wszystkim ludzie młodzi, którzy podzielają moje przekonanie, że w wyborach "społeczeństwo opowiedziało się przeciwko bezwzględnemu, wilczemu kapitalizmowi za państwem, które troszczy się o swoich obywateli i chroni najbiedniejszych przed kosztami przemian". Wiele osób zgłosiło poparcie dla sformułowanej przeze mnie wizji Polski jako społeczeństwa opiekuńczego. Odezwały się też głosy niepokoju mówiące, że kapitalizm to pełne półki i wolność gospodarcza i temu służą twarde zasady gospodarowania - a zmęczenie społeczeństwa wykorzystują cyniczni politycy.
Pełną odpowiedzialność za obecny stan gospodarki, społeczeństwa i państwa ponosimy oczywiście my, politycy. Mówię to przede wszystkim w swoim własnym imieniu. Chcieliśmy szybko dogonić kraje wysoko uprzemysłowione przez nagłe wprowadzenie bezwzględnych reguł kapitalistycznego gospodarowania słabo łagodzonych przez politykę różnego rodzaju "kuroniówek". W efekcie otrzymaliśmy kapitalizm tym bardziej dziki, że brak kapitalistów często zastępowano uwłaszczaniem nomenklatury - zarówno PRL-owskiej, jak i tej nowej, którą stworzyła III Rzeczpospolita. Jest więc on nie tylko dziki, ale i państwowy.
Zapomnieliśmy, czy nawet nie wiedzieliśmy, że bezwzględny kapitalizm w społeczeństwach rozwiniętych panował tylko przy wprowadzaniu go w XVIII i XIX wieku, i to od razu w wojnie społecznej. Później ta wojna toczyła się długo, ale na peryferiach rozwiniętego gospodarczo świata. Ład społeczno-gospodarczy, jaki zdecydowanie zapanował w krajach wysoko uprzemysłowionych niemal od początku XX wieku, kształtował się wraz z cywilizacją maszynową w walkach i współpracy przedsiębiorców i robotników formujących - przy znacznym udziale inteligencji - ruchy społeczne, w których te siły społeczne się wyrażały. W tej walce - i współpracy - przez wojny i rewolucje tworzono ład społeczno-gospodarczy stanowiący kompromis między pracą a kapitałem, uformowany w demokrację polityczną, demokratyzację wytwarzania i obrotu towarowego (system umów zbiorowych, prawa pracy, komisji trójstronnych, rad zakładowych) oraz demokrację socjalną (powszechnego nauczania, lecznictwa, gwarancji zatrudnienia, społecznej polityki mieszkaniowej etc.). Tylko w ramach tego ładu społeczno-ekonomicznego - zwanego "socjalizmem skandynawskim", niemiecką "społeczną gospodarką rynkową" czy z amerykańska "państwem dobrobytu" - możliwa była niezwykła efektywność pracy uznawana u nas za kapitalistyczną. Beneficjentami tego ładu byli wszyscy jego uczestnicy - i tylko w tak zarysowanej całości mógł on funkcjonować.
Nie uważam opisywanego tu ładu społecznego za ideał, o którym zawsze marzyli ludzie dążący do wolności i sprawiedliwości społecznej. W systemie tym występowały liczne deformacje immanentnie związane z jego strukturami formalnymi. Był to jednak najdalej idący w kierunku tego ideału krok zorganizowanych społeczeństw ludzkich. Aby wejść nawet na najwyższą górę, trzeba iść krok po kroku.
Podstawy opisywanego tu ładu minęły wraz z cywilizacją maszynową. Nastaje cywilizacja informatyczna. Zmiana ta powoduje dezintegrację ładu społecznego, gospodarczego i państwowego, która przejawia się w naszych trudnościach jak promienie światła w wodzie (innym środowisku).
Kompromis między pracą a kapitałem przemija - przede wszystkim ze względu na stały wzrost znaczenia kapitału ludzkiego (wykształcenie i kwalifikacje pracownika stały się siłą wytwórczą), który już jest decydujący, a niedługo stanie się wyłączny. Oznacza to niezwykły wzrost efektywności pracy i wymagań edukacyjnych, ale i powoduje, że praca wykonywana przez większość dzisiejszych pracowników traci swoje znaczenie ekonomiczne, staje się niepotrzebna. Albo więc jako ludzkość zginiemy w różnorodnych napięciach wyrastających z bezczynności globalnego bezrobocia, albo - w co osobiście nie wątpię - dokonamy globalnej rewolucji edukacyjnej, a co z tym związane, istotnej przebudowy istniejących struktur społecznych.
W przeszłości współpraca społeczno-gospodarcza, choć też międzynarodowa, realizowała się przede wszystkim w państwach narodowych. Tam też dokonywała się niezbędna dla jej trwałości i stabilności redystrybucja. Wraz z cywilizacją informatyczną nastała dominacja formacji globalnej i jej integralnego elementu - globalnego rynku finansowego. Podstawy samodzielności gospodarek w państwach narodowych szybko się kurczą. Żyjemy w gospodarce globalnej, w której zasadnicze znaczenie ma przewidywana przez dawnych mędrców polaryzacja ludzkości między biegunami nędzy i bogactwa. Z jednej strony rzuca się w oczy nawet nie garstka multimiliarderów, ale niewiele ponad 10 proc. ludzi żyjących w nieznanym dotąd dobrobycie. Z drugiej - blisko 90 proc. żyje w nędzy, poczuciu poniżenia i braku perspektyw. Wszyscy oglądamy to co wieczór w drastycznych obrazkach kolorowej globalnej telewizji. W tym kontekście wybuchają gęsto rozsiane po świecie krwawe konflikty etniczne, religijne i w ogóle kulturowe. Globalna wojna - choć rozproszona, ale intensywna - już się rozpoczęła. Nie umiemy tylko wyróżnić w tych konfliktach zręcznej intrygi profesjonalnych gangsterów. Ta udoskonalona w ostatnim czasie profesja obejmuje przede wszystkim nie sztukę zabijania, ale grę giełdową, służby specjalne, manipulowanie ludźmi, sianie strachu i nienawiści.
Zajmuję się światem, bo jego sytuacja wpływa znacząco na nasze położenie i będzie wpływać w coraz większym stopniu. Nadto, wyznaczając cel naszych działań, musimy uniknąć błędu minionych dziesięciu lat. Jak to starałem się tu wykazać, w różnych ważnych sprawach wciąż gonimy ogon przemijającego kapitalizmu. Musimy zmierzać w przyszłość, a jesteśmy już dziś w cywilizacji informatycznej. Moje wnuki, tak jak współpracujący ze mną nad tym artykułem Adrian, posługują się już narzędziami tej cywilizacji. Ja mogę o niej tylko czytać. Dlatego zwróciłem się o współpracę do Adriana Zandberga - uważam bowiem, że ciężar organizowania ruchów społecznych w przyszłości musi wziąć na siebie jego pokolenie.
Adrian Zandberg: Cele musimy wyznaczać w odniesieniu do doświadczeń globalnych - bo globalne stają się problemy, którym musimy stawiać czoło, z deficytem demokracji i alienacją struktur politycznych na czele. Wzrost znaczenia wielkiego kapitału, który wyrwał się spod demokratycznej kontroli społeczeństw, drastycznie ograniczył zakres władzy w państwach narodowych, a zarazem zasiał w elitach przekonanie o bezalternatywności obranego modelu rozwoju - najjaskrawiej zawierające się w wizji końca historii Fukuyamy.
Bezpośrednim skutkiem przyjęcia tego założenia staje się degeneracja sfery politycznej, która traci zakorzenienie w społeczeństwie, przestaje być miejscem debaty publicznej o kierunku rozwoju. Zamiast tego partie przekształcają się w struktury mające zapewnić swoim uczestnikom miejsce pracy w aparacie biurokratycznym. Samo w sobie jest to oczywiście niezbędne do realizacji jakiejkolwiek polityki i byłoby mechanizmem w pełni uzasadnionym, gdyby przyjąć, że świat jest zorganizowany w sposób najlepszy z możliwych i jedyne zadanie to konserwacja istniejącego systemu. To stwierdzenie jednak jest oczywiście fałszywe.
W Polsce mamy do czynienia z głębokim rozziewem między marazmem w sferze aktywności politycznej obywateli a eksplozją różnorodnych działań w sferze społecznej. Tysiące wolontariuszy angażuje się nie tylko w doraźne akcje pomocowe, ale wręcz w przekształcanie świata, w którym żyją. Można powiedzieć, że taką działalność rozpoczęły fundacje wodne, w ramach których mieszkańcy doprowadzili wodociągi do olbrzymiej ilości wsi, a teraz przystępują do ich kanalizacji. Taką działalność prowadzi właśnie Federacja Inicjatyw Oświatowych, w której rodzice, nauczyciele i uczniowie dążą do uzupełnienia systemu szkolnego o niezbędne wsi małe szkoły. Pojawiają się coraz częściej inicjatywy gospodarcze nastawione na samozatrudnienie. Taka działalność to nie tylko casus naszego kraju i nie tylko konsekwencja cywilizacyjnego zacofania. Najlepszym przykładem wdzierania się aktywności społecznej w sferę tworzenia infrastruktury jest ruch Open Source. Tysiące programistów na całym świecie zorganizowanych w tę społeczność bezpłatnie tworzy i udostępnia światu alternatywne wobec komercyjnego oprogramowanie z systemem operacyjnymLinux na czele.
Powstaje pytanie - jak przenieść ogromny potencjał drzemiący w tzw. sektorze pozarządowym w sferę działalności publicznej i politycznej.
Jacek Kuroń: Pojawiają się próby integracji ruchów społecznych w różnego rodzaju komitety, takie jak choćby właśnie propozycja Ruchu Obrony Człowieka. Są one pożyteczne i potrzebne, ale w żadnym razie nie mogą prowadzić do przekształcania się w partie polityczne czy komitety wyborcze. Nie ma sposobu, by uniknąć wówczas opisywanej wyżej przez Adriana biurokratyzacji formalnych struktur politycznych. Jednak reanimacja sfery politycznej aktywności musi się zaczynać od działalności społecznej. Taka jest ogólna prawidłowość i tej drodze sprzyja obecna sytuacja Polski.
Jacek Kuroń, Adrian Zandberg: Dlatego proponujemy zainicjowanie obywatelskiej debaty - Jakiej chcemy Polski? Przez minione dziesięć lat elity, prowadząc zasadnicze dzieło przebudowy ustrojowej, nie zadały społeczeństwu tego pytania. Współczesne środki informatyczne pozwalają jak nigdy na upowszechnianie wszelkiej debaty społecznej. Oczywiście mówić mogą tylko ci, którzy mają coś do powiedzenia, a jeszcze większe ograniczenie stwarza dostęp do wspomnianych środków (z komputerem na czele). Można jednak te ograniczenia znacząco zmniejszyć.
Tylko niektórzy są w stanie formułować tezy, ale niemal wszyscy mogą je oceniać. Debatę taką trzeba prowadzić także w prasie, radiu i telewizji.
Zarazem pytaniem i warunkiem debaty jest, że ilekroć mówimy: należy zapewnić pełny dostęp np. do edukacji - to trzeba koniecznie powiedzieć, skąd i w jaki sposób zdobyć na to środki. Istnieje wiele prób odpowiedzi na to pytanie. Jedną jest opodatkowanie globalnych obrotów kapitałowych (tzw. podatek Tobina). W naszej lokalnej skali uważamy za konieczne wprowadzenie restrykcyjnej polityki kontroli, czy zyski generowane przez polskie filie międzynarodowych multikorporacji nie są wyprowadzane - nieopodatkowane - poza granice Polski.
Zasadniczym problemem do rozwiązania jest - tak jak w całej historii społecznych kompromisów - w jaki sposób pogodzić efektywność ekonomiczną (zysk, wzrost produkcji) z efektywnością społeczną systemu. Chodzi o to, by wyniki współpracy społecznej służyły całemu społeczeństwu. Stałym wyznacznikiem celu współpracy musi być odwrócenie dotychczasowej tendencji wzrostu rozpiętości między dochodami różnych grup społecznych i dążenie do wyrównywania poziomu życia obywateli. Wyrównywanie to musi dokonywać się na wielu płaszczyznach - nie tylko dochodowej, ale i oświatowej oraz zdrowotnej.
Uważamy, że konieczne jest wznowienie debaty o deficycie demokracji w naszym społeczeństwie. Została ona sprowadzona niesłusznie do parlamentarnych sporów. Zapomnieliśmy o ekonomicznym wymiarze demokratyzacji. W każdym zakładzie pracy, tak jak w każdej sferze życia, istnieje kwestia rzetelnego przedstawicielstwa. Dziś znacząca większość pracowników, zwłaszcza w sektorze prywatnym, jest go pozbawiona. Trzeba wrócić do idei stworzenia w Polsce rad zakładowych wybieranych przez załogi spośród kandydatów zgłaszanych przez związki zawodowe i grupy pracownicze. Takie rady reprezentowałyby ogół pracowników wobec pracodawców w negocjacjach i sporach zbiorowych. Zadaniem ruchu społecznego, o którym mówimy, byłoby nie tylko inicjowanie debaty wokół idei, ale też organizowanie społeczeństwa dla popierania ich i wywierania nacisku na klasę polityczną. Konstytucyjnym narzędziem do prowadzenia takich działań może być ludowa inicjatywa ustawodawcza.
Jacek Kuroń: Temu wszystkiemu, o czym tu mówimy, w nowych warunkach społecznych może podołać tylko pokolenie rówieśników Adriana. Ono musi wziąć na siebie trud organizowania takiego ruchu. Ja i moi rówieśnicy będziemy starali się służyć pomocą, doświadczeniem, jeśli trzeba - osłaniać, ale na pewno nie możemy przewodzić.
Odwaga tworzenia drogi w przyszłość potrzebna była i jest w każdym pokoleniu - i w każdym znajdowali się ludzie, którzy umieli krytycznie myśleć i działać pomimo przeciwności. Jestem przekonany, że wasze pokolenie sprosta niezwykłemu wyzwaniu świata, w którym już żyjemy, a jeszcze nie umiemy go zrozumieć, a tym bardziej oswoić.
JACEK KUROŃ, ADRIAN ZANDBERG
Jacek Kuroń: Apel mój, opublikowany 16 października 2001 w "Gazecie Wyborczej" [wzywający do powołania Ruchu Obywatelskiego Obrony Człowieka - red.], spotkał się z żywym zainteresowaniem. Dotychczas napłynęło kilkaset listów z akcesami, zgłoszeń e-mailowych i telefonicznych. Zwracają się do mnie często ludzie wybitni, ale przede wszystkim ludzie młodzi, którzy podzielają moje przekonanie, że w wyborach "społeczeństwo opowiedziało się przeciwko bezwzględnemu, wilczemu kapitalizmowi za państwem, które troszczy się o swoich obywateli i chroni najbiedniejszych przed kosztami przemian". Wiele osób zgłosiło poparcie dla sformułowanej przeze mnie wizji Polski jako społeczeństwa opiekuńczego. Odezwały się też głosy niepokoju mówiące, że kapitalizm to pełne półki i wolność gospodarcza i temu służą twarde zasady gospodarowania - a zmęczenie społeczeństwa wykorzystują cyniczni politycy.
Pełną odpowiedzialność za obecny stan gospodarki, społeczeństwa i państwa ponosimy oczywiście my, politycy. Mówię to przede wszystkim w swoim własnym imieniu. Chcieliśmy szybko dogonić kraje wysoko uprzemysłowione przez nagłe wprowadzenie bezwzględnych reguł kapitalistycznego gospodarowania słabo łagodzonych przez politykę różnego rodzaju "kuroniówek". W efekcie otrzymaliśmy kapitalizm tym bardziej dziki, że brak kapitalistów często zastępowano uwłaszczaniem nomenklatury - zarówno PRL-owskiej, jak i tej nowej, którą stworzyła III Rzeczpospolita. Jest więc on nie tylko dziki, ale i państwowy.
Zapomnieliśmy, czy nawet nie wiedzieliśmy, że bezwzględny kapitalizm w społeczeństwach rozwiniętych panował tylko przy wprowadzaniu go w XVIII i XIX wieku, i to od razu w wojnie społecznej. Później ta wojna toczyła się długo, ale na peryferiach rozwiniętego gospodarczo świata. Ład społeczno-gospodarczy, jaki zdecydowanie zapanował w krajach wysoko uprzemysłowionych niemal od początku XX wieku, kształtował się wraz z cywilizacją maszynową w walkach i współpracy przedsiębiorców i robotników formujących - przy znacznym udziale inteligencji - ruchy społeczne, w których te siły społeczne się wyrażały. W tej walce - i współpracy - przez wojny i rewolucje tworzono ład społeczno-gospodarczy stanowiący kompromis między pracą a kapitałem, uformowany w demokrację polityczną, demokratyzację wytwarzania i obrotu towarowego (system umów zbiorowych, prawa pracy, komisji trójstronnych, rad zakładowych) oraz demokrację socjalną (powszechnego nauczania, lecznictwa, gwarancji zatrudnienia, społecznej polityki mieszkaniowej etc.). Tylko w ramach tego ładu społeczno-ekonomicznego - zwanego "socjalizmem skandynawskim", niemiecką "społeczną gospodarką rynkową" czy z amerykańska "państwem dobrobytu" - możliwa była niezwykła efektywność pracy uznawana u nas za kapitalistyczną. Beneficjentami tego ładu byli wszyscy jego uczestnicy - i tylko w tak zarysowanej całości mógł on funkcjonować.
Nie uważam opisywanego tu ładu społecznego za ideał, o którym zawsze marzyli ludzie dążący do wolności i sprawiedliwości społecznej. W systemie tym występowały liczne deformacje immanentnie związane z jego strukturami formalnymi. Był to jednak najdalej idący w kierunku tego ideału krok zorganizowanych społeczeństw ludzkich. Aby wejść nawet na najwyższą górę, trzeba iść krok po kroku.
Podstawy opisywanego tu ładu minęły wraz z cywilizacją maszynową. Nastaje cywilizacja informatyczna. Zmiana ta powoduje dezintegrację ładu społecznego, gospodarczego i państwowego, która przejawia się w naszych trudnościach jak promienie światła w wodzie (innym środowisku).
Kompromis między pracą a kapitałem przemija - przede wszystkim ze względu na stały wzrost znaczenia kapitału ludzkiego (wykształcenie i kwalifikacje pracownika stały się siłą wytwórczą), który już jest decydujący, a niedługo stanie się wyłączny. Oznacza to niezwykły wzrost efektywności pracy i wymagań edukacyjnych, ale i powoduje, że praca wykonywana przez większość dzisiejszych pracowników traci swoje znaczenie ekonomiczne, staje się niepotrzebna. Albo więc jako ludzkość zginiemy w różnorodnych napięciach wyrastających z bezczynności globalnego bezrobocia, albo - w co osobiście nie wątpię - dokonamy globalnej rewolucji edukacyjnej, a co z tym związane, istotnej przebudowy istniejących struktur społecznych.
W przeszłości współpraca społeczno-gospodarcza, choć też międzynarodowa, realizowała się przede wszystkim w państwach narodowych. Tam też dokonywała się niezbędna dla jej trwałości i stabilności redystrybucja. Wraz z cywilizacją informatyczną nastała dominacja formacji globalnej i jej integralnego elementu - globalnego rynku finansowego. Podstawy samodzielności gospodarek w państwach narodowych szybko się kurczą. Żyjemy w gospodarce globalnej, w której zasadnicze znaczenie ma przewidywana przez dawnych mędrców polaryzacja ludzkości między biegunami nędzy i bogactwa. Z jednej strony rzuca się w oczy nawet nie garstka multimiliarderów, ale niewiele ponad 10 proc. ludzi żyjących w nieznanym dotąd dobrobycie. Z drugiej - blisko 90 proc. żyje w nędzy, poczuciu poniżenia i braku perspektyw. Wszyscy oglądamy to co wieczór w drastycznych obrazkach kolorowej globalnej telewizji. W tym kontekście wybuchają gęsto rozsiane po świecie krwawe konflikty etniczne, religijne i w ogóle kulturowe. Globalna wojna - choć rozproszona, ale intensywna - już się rozpoczęła. Nie umiemy tylko wyróżnić w tych konfliktach zręcznej intrygi profesjonalnych gangsterów. Ta udoskonalona w ostatnim czasie profesja obejmuje przede wszystkim nie sztukę zabijania, ale grę giełdową, służby specjalne, manipulowanie ludźmi, sianie strachu i nienawiści.
Zajmuję się światem, bo jego sytuacja wpływa znacząco na nasze położenie i będzie wpływać w coraz większym stopniu. Nadto, wyznaczając cel naszych działań, musimy uniknąć błędu minionych dziesięciu lat. Jak to starałem się tu wykazać, w różnych ważnych sprawach wciąż gonimy ogon przemijającego kapitalizmu. Musimy zmierzać w przyszłość, a jesteśmy już dziś w cywilizacji informatycznej. Moje wnuki, tak jak współpracujący ze mną nad tym artykułem Adrian, posługują się już narzędziami tej cywilizacji. Ja mogę o niej tylko czytać. Dlatego zwróciłem się o współpracę do Adriana Zandberga - uważam bowiem, że ciężar organizowania ruchów społecznych w przyszłości musi wziąć na siebie jego pokolenie.
Adrian Zandberg: Cele musimy wyznaczać w odniesieniu do doświadczeń globalnych - bo globalne stają się problemy, którym musimy stawiać czoło, z deficytem demokracji i alienacją struktur politycznych na czele. Wzrost znaczenia wielkiego kapitału, który wyrwał się spod demokratycznej kontroli społeczeństw, drastycznie ograniczył zakres władzy w państwach narodowych, a zarazem zasiał w elitach przekonanie o bezalternatywności obranego modelu rozwoju - najjaskrawiej zawierające się w wizji końca historii Fukuyamy.
Bezpośrednim skutkiem przyjęcia tego założenia staje się degeneracja sfery politycznej, która traci zakorzenienie w społeczeństwie, przestaje być miejscem debaty publicznej o kierunku rozwoju. Zamiast tego partie przekształcają się w struktury mające zapewnić swoim uczestnikom miejsce pracy w aparacie biurokratycznym. Samo w sobie jest to oczywiście niezbędne do realizacji jakiejkolwiek polityki i byłoby mechanizmem w pełni uzasadnionym, gdyby przyjąć, że świat jest zorganizowany w sposób najlepszy z możliwych i jedyne zadanie to konserwacja istniejącego systemu. To stwierdzenie jednak jest oczywiście fałszywe.
W Polsce mamy do czynienia z głębokim rozziewem między marazmem w sferze aktywności politycznej obywateli a eksplozją różnorodnych działań w sferze społecznej. Tysiące wolontariuszy angażuje się nie tylko w doraźne akcje pomocowe, ale wręcz w przekształcanie świata, w którym żyją. Można powiedzieć, że taką działalność rozpoczęły fundacje wodne, w ramach których mieszkańcy doprowadzili wodociągi do olbrzymiej ilości wsi, a teraz przystępują do ich kanalizacji. Taką działalność prowadzi właśnie Federacja Inicjatyw Oświatowych, w której rodzice, nauczyciele i uczniowie dążą do uzupełnienia systemu szkolnego o niezbędne wsi małe szkoły. Pojawiają się coraz częściej inicjatywy gospodarcze nastawione na samozatrudnienie. Taka działalność to nie tylko casus naszego kraju i nie tylko konsekwencja cywilizacyjnego zacofania. Najlepszym przykładem wdzierania się aktywności społecznej w sferę tworzenia infrastruktury jest ruch Open Source. Tysiące programistów na całym świecie zorganizowanych w tę społeczność bezpłatnie tworzy i udostępnia światu alternatywne wobec komercyjnego oprogramowanie z systemem operacyjnymLinux na czele.
Powstaje pytanie - jak przenieść ogromny potencjał drzemiący w tzw. sektorze pozarządowym w sferę działalności publicznej i politycznej.
Jacek Kuroń: Pojawiają się próby integracji ruchów społecznych w różnego rodzaju komitety, takie jak choćby właśnie propozycja Ruchu Obrony Człowieka. Są one pożyteczne i potrzebne, ale w żadnym razie nie mogą prowadzić do przekształcania się w partie polityczne czy komitety wyborcze. Nie ma sposobu, by uniknąć wówczas opisywanej wyżej przez Adriana biurokratyzacji formalnych struktur politycznych. Jednak reanimacja sfery politycznej aktywności musi się zaczynać od działalności społecznej. Taka jest ogólna prawidłowość i tej drodze sprzyja obecna sytuacja Polski.
Jacek Kuroń, Adrian Zandberg: Dlatego proponujemy zainicjowanie obywatelskiej debaty - Jakiej chcemy Polski? Przez minione dziesięć lat elity, prowadząc zasadnicze dzieło przebudowy ustrojowej, nie zadały społeczeństwu tego pytania. Współczesne środki informatyczne pozwalają jak nigdy na upowszechnianie wszelkiej debaty społecznej. Oczywiście mówić mogą tylko ci, którzy mają coś do powiedzenia, a jeszcze większe ograniczenie stwarza dostęp do wspomnianych środków (z komputerem na czele). Można jednak te ograniczenia znacząco zmniejszyć.
Tylko niektórzy są w stanie formułować tezy, ale niemal wszyscy mogą je oceniać. Debatę taką trzeba prowadzić także w prasie, radiu i telewizji.
Zarazem pytaniem i warunkiem debaty jest, że ilekroć mówimy: należy zapewnić pełny dostęp np. do edukacji - to trzeba koniecznie powiedzieć, skąd i w jaki sposób zdobyć na to środki. Istnieje wiele prób odpowiedzi na to pytanie. Jedną jest opodatkowanie globalnych obrotów kapitałowych (tzw. podatek Tobina). W naszej lokalnej skali uważamy za konieczne wprowadzenie restrykcyjnej polityki kontroli, czy zyski generowane przez polskie filie międzynarodowych multikorporacji nie są wyprowadzane - nieopodatkowane - poza granice Polski.
Zasadniczym problemem do rozwiązania jest - tak jak w całej historii społecznych kompromisów - w jaki sposób pogodzić efektywność ekonomiczną (zysk, wzrost produkcji) z efektywnością społeczną systemu. Chodzi o to, by wyniki współpracy społecznej służyły całemu społeczeństwu. Stałym wyznacznikiem celu współpracy musi być odwrócenie dotychczasowej tendencji wzrostu rozpiętości między dochodami różnych grup społecznych i dążenie do wyrównywania poziomu życia obywateli. Wyrównywanie to musi dokonywać się na wielu płaszczyznach - nie tylko dochodowej, ale i oświatowej oraz zdrowotnej.
Uważamy, że konieczne jest wznowienie debaty o deficycie demokracji w naszym społeczeństwie. Została ona sprowadzona niesłusznie do parlamentarnych sporów. Zapomnieliśmy o ekonomicznym wymiarze demokratyzacji. W każdym zakładzie pracy, tak jak w każdej sferze życia, istnieje kwestia rzetelnego przedstawicielstwa. Dziś znacząca większość pracowników, zwłaszcza w sektorze prywatnym, jest go pozbawiona. Trzeba wrócić do idei stworzenia w Polsce rad zakładowych wybieranych przez załogi spośród kandydatów zgłaszanych przez związki zawodowe i grupy pracownicze. Takie rady reprezentowałyby ogół pracowników wobec pracodawców w negocjacjach i sporach zbiorowych. Zadaniem ruchu społecznego, o którym mówimy, byłoby nie tylko inicjowanie debaty wokół idei, ale też organizowanie społeczeństwa dla popierania ich i wywierania nacisku na klasę polityczną. Konstytucyjnym narzędziem do prowadzenia takich działań może być ludowa inicjatywa ustawodawcza.
Jacek Kuroń: Temu wszystkiemu, o czym tu mówimy, w nowych warunkach społecznych może podołać tylko pokolenie rówieśników Adriana. Ono musi wziąć na siebie trud organizowania takiego ruchu. Ja i moi rówieśnicy będziemy starali się służyć pomocą, doświadczeniem, jeśli trzeba - osłaniać, ale na pewno nie możemy przewodzić.
Odwaga tworzenia drogi w przyszłość potrzebna była i jest w każdym pokoleniu - i w każdym znajdowali się ludzie, którzy umieli krytycznie myśleć i działać pomimo przeciwności. Jestem przekonany, że wasze pokolenie sprosta niezwykłemu wyzwaniu świata, w którym już żyjemy, a jeszcze nie umiemy go zrozumieć, a tym bardziej oswoić.
JACEK KUROŃ, ADRIAN ZANDBERG
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75402,9206249,III_RP_dla_kazdego.html#ixzz3pFWwhO5J