Odpoczywasz już po długim, pełnym wyzwań dniu, nagle telefon... Słuchaj, mam problem, potrzebuję trochę kasy, pożyczysz?
Nie masz w domu, ale "plastikiem" dysponujesz. Za 15 minut "przyjaciel" stoi pod domem, podjeżdża z Tobą pod bankomat - otrzymał pomoc.
Ufasz osobie. Termin - oddasz, jak zamkniesz problem.
Mija 6 m-cy. Widzisz ,że niejednokrotnie już kasa mogła wrócić do Ciebie.
Przypominasz o fakcie, słyszysz deklarację i zobowiązanie - do dwóch tygodni masz oddane, bo gdybyś mi wtedy nie pomogła...
Zyskujesz kolejne doświadczenie... Ktoś, kogo uważałaś za człowieka honoru nagle okazuje się zwykłym ch.......ykiem.
Teraz wewnętrzna walka z sobą. Odpuścić i zapomnieć w poczuciu wewnętrznego rozdarcia, bo dałaś się oszukać, czy też wykorzystać swoją wiedzę i na niezbyt pokojowej drodze wyegzekwować wywiązanie się z deklaracji?
I pytanie - czy pomagać?
Za odruch współczucia i wyciągniętą pomocnie dłoń masz na niej nic innego tylko wielkie g..no.
Jak je wyczyścić, by nie przenosić na innych smrodu z zachowania takiego GNOJA ?
Zastanawiam się. Doradzicie?