rabatina1

registro: 07/12/2015
Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły.
Pontos163mais
Manter o nível: 
Pontos necessários: 37
Último jogo

Nie odkupisz czasu......

Syn: "Tato, czy mogę Tobie zadać pytanie?"
Ojciec: "Tak, oczywiście, a o co chodzi?"
Syn: "Tato… ile zarabiasz na godzinę?"
Ojciec: " To nie jest twoja sprawa, a w ogóle dlaczego pytasz o takie rzeczy"
Syn: ". Ja tylko chciałem wiedzieć, ile zarabiasz na godzinę…nie gniewaj się"
Ojciec: "Jeśli musisz to wiedzieć, zarabiam 250 zł na godzinę."
Syn: "Ohhh”… spuścił wzrok i ze smutkiem zapytał...
"Tato, czy mógłbym od Ciebie pożyczyć 50 złotych?"
Ojciec był wściekły.
„Synu jeśli tylko dlatego pytasz, że chcesz pożyczyć pieniądze aby kupić głupią zabawkę lub inne bzdury, to w tej chwili maszeruj prosto do swojego pokoju i wskakuj do łóżka. Pomyśl o tym, dlaczego jesteś taki samolubny. Ja ciężko pracuje każdego dnia dla… takiego dziecinnego i egoistycznego zachowania jak Twoje?!
Chłopiec cicho odszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Mężczyzna usiadł i zaczął się jeszcze bardziej nakręcać myśląc o pytaniach małego chłopca . Jak on śmie pytać żeby tylko wyciągnąć pieniądze?
Minęła godzina, emocje opadły i mężczyzna zaczął się zastanawiać:
„Może mały rzeczywiście potrzebował tych 50 zł na coś niezwykle ważnego.. przecież do tej pory nie za często prosił o pieniądze ”. Wstał , ruszył spokojnym krokiem w stronę pokoju synka i otworzył drzwi..
"Synu, śpisz?"- zapytał.
"Nie tato, nie śpię".
"Pomyślałem, że trochę za ostro zareagowałem na Twoje wcześniejsze pytania …Wiesz, że ciężko pracuje a to był szczególnie męczący i długi dzień… Wyjął banknot . ”Oto 50 złotych o które prosiłeś..."
Chłopiec usiadł prosto i uśmiechnął się. "Och, dziękuję tatusiu!"
Następnie, sięgając pod poduszkę swoją małą rączką, wyciągnął kilka zgniecionych banknotów i pokazał je ojcu. Mężczyzna zobaczył, że chłopak miał już pieniądze i złość ponownie zaczęła powracać .
Chłopiec powoli liczył swoje pieniądze, a potem spojrzał na ojca z wyrazem radości na twarzy.
"Dlaczego chcesz mieć więcej pieniędzy, jeśli już jakieś masz "? zapytał ojciec.
"Ponieważ nie miałem dość, ale teraz już mam” odpowiedział ucieszony chłopiec.
"Tatusiu, uzbierałem już 250 złotych.
CZY MOGĘ TERAZ KUPIĆ GODZINĘ TWOJEGO CZASU?
Proszę wróć jutro wcześniej do domu żebym mógł z tobą zjeść wspólną kolację…”

Ojciec został na swoim miejscu jak rażony piorunem. Minęła długa chwila po której objął małego synka i zaczął błagać o przebaczenie…

To tylko krótkie przypomnienie dla wszystkich, którzy pracują tak ciężko w życiu.

Zapamiętaj: kiedy w pracy przestanie ci się powodzić, firma cię zwolni i zastąpi kimś lepszym i tańszym. Kiedy przez pracę stracisz kogoś najbardziej bliskiego... nie odkupisz go za żadne pieniądze.

To strata, którą będziesz nosił ze sobą do końca życia.

Dbaj o rodzinę i przyjaciół.

1533940_238530132994745_1975791825_n.jpg?_nc_cat=1&oh=50abee45b8f9aa08e170103d06103314&oe=5BC1BF6B


Tak mi smutno Mamo bez Ciebie


Nie przyjdę do Ciebie do domu jak kiedyś ...nie przyniosę kwiatów...które wstawiłabyś do wazonu...
Nie przytulę Cię Mamo n1.gif
Tak bardzo mi brakuje Ciebie..najlepszej Przyjaciółki na świecie...
Odeszłaś dwa lata i siedem miesięcy temu....
Ciągle boli ...i będzie bolało...
Ale przyjdę na Twój grób złożę kwiaty
odmówię modlitwę
zapale znicz...
opowiem Ci jak szybko mi ucieka czas...
jak mi smutno bez Ciebie...
będę udawać ,że mam katar ...bo łzy same popłyną od siebie...
brakuje mi rozmów...i Twojego uśmiechu Mamo!!!
Kocham Cię i będę kochać do końca moich dni ..

https://www.youtube.com/watch?v=tNXAN1P9cQo

Doktor duszy.....

- Do widzenia, kochanieńka i proszę pamiętać: wybaczać, wybaczać i jeszcze 
raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! Zdrowia życzę! Następny!
- Dzień dobry, panie doktorze…
- Niech i dla pani będzie dobry. Co pani dolega?
- Boli dusza. Pan jest przecież doktorem od duszy?
- Od duszy. Taką mam specjalizację. Co się stało z pani duszą? Coś ją zraniło?
- Nie wiem, Chyba tak. Jakoś jej nie czuję, drętwieje ciągle. I w ogóle źle się 
czuję. Nie potrafię wymawiać „lubię” ani „kocham”.
- O, to bardzo powszechna choroba. Proszę mi powiedzieć, jak się pani odżywia.
- Odżywiam? Zupy jadam, warzywa, owoce. Lubię czasem coś sobie 
przygotować smacznego. Uwielbiam pomarańcze, kocham lody, czekoladę też 
kocham.
- To jednak potrafi pani mówić „kocham”?
- Nie zrozumiał mnie pan. Ludziom nie potrafię tego powiedzieć.
- Rozumiem. Proszę oddychać. Głębiej! Po co się pani tak napina?
- Nie potrafię głębiej. Zatyka mnie.
- Dobrze, zapisuję: „nie pozwala sobie na oddychanie pełną piersią”. Teraz 
proszę nie oddychać. Nie oddychać, nie oddychać… Już, może pani oddychać. 
To chyba już pani nawyk – nie oddychać?
- Dlaczego pan pyta? Przecież jakby oddycham…
- No właśnie – jakby. A w rzeczywistości tylko pani udaje. Boi się pani otworzyć 
drzwi. Zamknęła pani wszystkie uczucia w komórce i je tam więzi. Pilnuje pani, 
żeby nie wylazły. Zaciska je pani coraz bardziej. 
- Ale przecież uczuć nie powinno się pokazywać. Dławię je w zarodku.
- No to ma pani przyczynę kłopotów z oddechem. Nazbierała pani zarodków, całe 
płuca zajęte. Dławienie uczuć to zbrodnia wobec własnego organizmu.
- To co mam z nimi robić?
- Uznać, że istnieją. Nazwać je po imieniu. I pozwolić im być. Zaprzyjaźnić się z 
nimi.
- Potem się nimi zajmę, a teraz przyszłam do pana, bo nie umiem mówić 
„kocham”.
- Proszę się wyprostować. Opukam panią.
- Ojej! Auć! Proszę nie dotykać! Boję się!
- Ach tak, znaczy, że tym stukaniem obudziliśmy obawy. Bardzo dobrze! Ale 
przecież to panią nie boli, więc czego się pani boi? 
- Bólu. Nie chcę, żeby bolało!
- A kiedy boli?
- Jak się uderzę albo oparzę, albo przewrócę… Dużo jest takich możliwości, żeby bolało…
- Kochanieńka, to pani się boi miłości!
- Ja? Boję się? A co miłość ma do rzeczy…
- Przecież miłość to właśnie wzloty i upadki, ostre zakręty, stłuczki, płomienie i 
fale.Miłość nie może być ostrożna!
- Wiem, doktorze… Zdarzało mi się…
- I teraz się pani boi?
- Tak. Boję się. Odrzucenia, zdrady, kłamstwa. Porzucenia też się boję.
- Dlatego więzi pani swoje uczucia, ochrania je pani z każdej strony, ratuje przed 
bólem. A one gniją w niewoli, cierpią… Pani choroba jest uleczalna, ale musi
pani pokochać siebie. Wówczas nie pozwoli pani, aby ktokolwiek panią zranił – 
to nie będzie możliwe. Będzie pani bezbłędnie dokonywać najlepszych dla 
siebie wyborów.
- To znaczy, że teraz siebie nie kocham?
- Przecież pani do mnie przyszła, więc jakiś początek już jest. Zaczęła się pani o 
siebie troszczyć, a to oznacza rozpoczęcie kuracji.
- A jak to jest kochać siebie?
- Proszę zacząć siebie słuchać. Swoich życzeń, swoich odczuć. Przecież o co 
bym pani nie zapytał, to pani mówi „nie wiem”, „nie czuję”… Jeżeli sama pani 
się do siebie odnosi z takim lekceważeniem, to czemu inni mieliby panią 
traktować poważnie?
- To co ja mam robić? Jak nauczyć się miłości do siebie?
- Proszę się oszczędzać, wspierać, pochwalić siebie czasami… Nie przeciążać 
się, nie forsować. Robić tylko to, na co pani ma ochotę. Nie na wszystko ma 
pani ochotę? Tak zrobić, żeby ochota była, żeby radość była w każdym pani 
działaniu… Nie obrażać się.
- Dobrze, spróbuję… kochać siebie, radość, być sobie życzliwą…
- To tyle. Niedługo poczuje pani, że w środku zwolniło się miejsce na miłość. 
Myślę, że możemy się już pożegnać. Medycyna zrobiła swoje, teraz wszystko w 
pani rękach.
- Panie doktorze, ale jak się to miejsce ma zwolnić, jak tam tyle tego 
wszystkiego?
- Tak, to prawda, nagromadziła pani sporo. Kamienie… zarodki… połknięte 
urazy… Dużo tego.
- To co ja mam z tym zrobić?
- Wybaczać, wybaczać i jeszcze raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! 
Zdrowia życzę! Następny!"
hqdefault.jpg

Godne naśladowania......

"- Po ile te piękne bukiety? - zapytałem starszej pani, która sprzedawała kwiaty w Krakowie.

- 5 zł - odpowiedziała
- A który Pani zdaniem jest najładniejszy?
Wszystkie sama zrywałam i układałam
- No, a który Pani się najbardziej podoba?
- Ten jest ładny - powiedziała wyciągając jeden z wody.
- A jak ma Pani ma imię? - zapytałem z uśmiechem płacąc za bukiet
- Ja? - odparła zdziwiona - Maria
- Pani Mario, to dla Pani.
Pisnęła ze zdziwienia i ekscytacji.
- Nie, nie. Proszę Pana, ja nie mogę.
- Ależ oczywiście, że Pani może. Chciałbym by Pani się uśmiechnęła i...

Jak widzicie na zdjęciu, uśmiechnęła się...

Pani Maria obiecała odmówić zdrowaśkę za zdrowie moje i Pani fotograf , a ja odchodząc czułem, że w moim sercu płonie żar. Żar radości i ten jej uśmiech, który zapamiętam do końca życia."

Pamiętajcie o starszych. Nie wszyscy mają godną emeryturę i niestety niektórzy mimo podeszłego wieku muszą cały czas zarabiać by wrzucić coś do garnka.n9.118.gif

31841944_1198673590263743_7599019940993040384_n.jpg?_nc_cat=0&oh=2653ebd75c2a8398f1ae67f7f967e1c4&oe=5B977458


Święto klasy robotniczej...

1 Maja – dzień święta ludzi pracy,
jednak mało powiewa flag narodowych.
I bardzo mało ono teraz znaczy…
w pogoni za mamoną – zajęte mamy głowy!

Nie ma już pochodów pierwszomajowych,
także festynów z ludowymi kapelami.
Cisza, spokój – taki prawie grobowy…
miasta smutne – z pustymi ulicami!

Dawniej, klan rodzinny, przy klanie się rozkładał,
na wielu skwerach i miejskich trawnikach.
Dzisiaj sąsiad warczy na sąsiada…
i jak prawie zarażonego – go unika!

Od przepychu w głowach się nie przewracało,
nie zmieniano żon – tak sezonowo.
Chociaż na wszystko nie wystarczało…
skromnie, ale żyło się bardziej honorowo!

Pewno, że nie tak łatwo nam było,
ale ludzie bardziej życzliwi byli.
Bez wielu dóbr, też się żyło…
i jakoś świątecznej – się cieszyli!

To nie oznacza, że tęsknię za „Peerelem”,
ale to były czasy mojej młodości.
Dlatego -nie w każdą sobotę, czy niedzielę…
cieszę się…bo „łamią” stare kości!

W.M

1493631711_wtf62z_600.jpg


Święto Pracy pierwszy raz miało swoje miejsce w Stanach Zjednoczonych. Nie zostało ono jednak ustanowione wskutek działania socjalistów bądź komunistów, ale amerykańskich robotników. W Polsce kojarzy się ono głównie z czasami PRL-u, kiedy to ulicami polskich miast maszerowały barwne pochody z obowiązkowymi "szturmówkami"