Pełen drzew potężnych niczym domy
Mroczne cienie kryły się pośród pni
Wiatr poruszał wdzięcznie drzew korony
W sercu nie było miejsca dla strachu
Za to radość ogromna rosła w nim
Biło równo z magiczną wręcz siłą
Pompowało moc arterią żył
Tak bajeczną całość to tworzyło
Nierealne bo zbyt idealne
Przystanęłam na chwilę w zadumie
Tuzin oczu zatrzymało się na mnie
Już wiedziałam skąd we mnie ta radość
Byłam tu gdzie me miejsce mój dom
Otaczała mnie moja rodzina
Wzniosłam łeb i z wdzięczności zawyłam
Niedługo trwało to uniesienie
Ulicy gwar zbudził mnie ze snu
Niech to diabli, znów jestem człowiekiem
Częścią najpodlejszego gatunku w tym świecie