Oddalając się od oprawcy starł odruchowo krew spływającą z twarzy. Spojrzał na dłoń, jego długie, smukłe palce lśniły złotawo - tak właśnie wyglądała krew widziana oczami Tropicieli. Coś w nim drgnęło mocno, umysł podsuwał obrazy z rzezi dokonanej na jego rodzinie i całej osadzie - tamta noc ociekała złocistym blaskiem. Najeźdźcy mieli do dyspozycji potęgę Maga, tylko dzięki temu udało im się trafić do ich schronienia. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, poczuł jak z zewnątrz do jego świadomości spływają kojące, trójbarwne nici. To jego towarzysze wyczuli wzbierającą w nim furię i wykorzystywali zdolność naturalną dla ich rasy. Potrafili wzmacniać się wzajemnie i odgradzać mocą - niczym kokonem - umysł od rzeczywistości. Tylko ta zdolność pozwoliła im przetrwać całe okrucieństwo i ból, zadawany im regularnie, przez ohydne, okrągłouste potwory, które wzięły ich w niewolę i tresowały by byli posłusznymi, bezwolnymi zwierzętami. Tylko siedemnaścioro - tylu ich zostało... Ułożyli się pod potężnym dębem, jeden przy drugim, nie potrzebowali snu - lecz z radością dali odpocząć nogom. Tylko oni musieli poruszać się bez wierzchowców, cały dzień prawie biegli przez las. Na szczęście dla nich po południu dotarli do puszczy tak gęstej, że ich ohydni Panowie musieli zsiąść z wężowych stworów i iść dalej piechotą. Treon - nie do końca jeszcze spokojny - zaczął wspominać. Wiedział gdzie się znajdują. Jego rodzice byli ważni dla całej społeczności , choć nie pamiętał - lub nie zdążył się dowiedzieć - dlaczego tak było. Uczyli go historii swiata w którym żył, historii Arronu.
Tropiciele byli starą, rdzenną rasą. Oplecieni byli potężnym czarem o którym nie wiedział nikt, poza rodzicami Treona. Czar polegał na tym, że nikt tak naprawdę nie mógł zdradzić jaką potężną magią dysponowali. Nikt nie mógł oświecić najeźcców choćby nawet pod wpływem tortur - nie mógł powiedzieć o sprzężeniu dusz i więzi między każdym z Tropicieli. Co widział i czuł jeden z nich; widzieli i czuli wszyscy. Tylko Treon potrafił zmienić myśli w słowa, tylko on mógł porozumiewa się z każdym stworzeniem werbalnie... czy zwierzęciem czy przedstawicielem innej rasy.... była to zdolność którą posiadał tylko jeden z Tropicieli jeden osobnik na całe pokolenie, choć przemawiać mógł ustami wielu, nawet bardzo oddalonych od niego przedstawicieli starej rasy, jego towarzyszy niedoli.
Świat w którym żyli - Arron - był wielką, zieloną wyspą ze wszystkich stron otoczoną krystalicznie czystą wodą i jak okiem sięgnąć nie dało się dostrzec nawet wystającej z głębin skały. To na równinach mieszkali, nim musieli uciekać i ukryć się w Dolinie Łez... Był to schyłek gór Trezu, niemal wpadający w morze zespół jarów i ukrytych jaskiń na północy ich świata. Góry były bardzo wysokie i przecinały wyspę niemal w połowie, ciągnęły się z północy na południe.