Od dziecka wiedziała, że jej magiczny "dar" jest w równej mierze przekleństwem. Jej opiekun był dobrym i mądrym człowiekiem, czasem spoglądał na nią ze smutkiem w swych dziwnych, jasnozielonych oczach. Myślał, że nie dostrzegła tych spojrzeń. Widziała, lecz nie dała po sobie poznać jak wielki niepokój w jej duszy zradza się w każdej z takich chwil. Tak wiele ją nauczył. Treningi z łukiem i sztyletami choć wyczerpujące i bezlitosne, uratowały nie tylko jej życie. Jego jednak nie ocaliły - nie tym razem. Łzy znów zalśniły w stalowych oczach a z piersi wyrwał się niekontrolowany, bolesny szloch. To niesprawiedliwe, gdyby nie on już dawno nie byłoby jej na tym świecie. Teraz została sama, choć tyle jeszcze pozostało pytań, tak mało wiedziała o swym "darze", nie potrafiła nawet na dłużej niż kilka sekund, nad nim zapanować. Kto teraz będzie ją uczył? Kto powstrzyma, gdy straci kontrolę? Ilu ludzi zabije wcale tego nie chcąc, przez swą niewiedzę?
Otrząsnęła się czując, że jeszcze chwila i rozpadnie się na kawałki. On nie tego dla niej chciał, nie po to zginął dając jej czas na ucieczkę, by teraz użalała się nad sobą, roztrząsając coś na co i tak w tej chwili nie miała wpływu.
- Muszę poćwiczyć - powiedziała głośno do siebie - Koncentracja i skupienie....
Chwyciła łuk i kołczan i pobiegła prawie niewidoczną ścieżką w głąb lasu. Nie wiedziała, że stawia właśnie kroki w stronę nieuchronnego początku kolejnej walki, na którą nie była jeszcze gotowa. Decyzja jednak nie należała do niej......